Z przyczyn wiadomych nie wypalił nasz wyjazd na Dziki Zachód i bardzo późno, jak na nas, spróbowaliśmy uratować przynajmniej tydzień wakacji. Zaczęłam przeszukiwać internet w celu znalezienia barki, chciałam bowiem przepłynąć Pętlę Żuławską. Niestety wszystko już od dawna było zarezerwowane. Wpadła mi w oko jedyna wolna barka, stojąca przy stanicy Płaska na Kanale Augustowskim. Nie byliśmy tam jeszcze, szybki skan informacji o tym miejscu dał nadzieję na spędzenie tygodnia wśród nieskażonej przyrody, bez tłumów. Jeszcze tylko szybki telefon do Siostry i pach- zarezerwowaliśmy. Start zaplanowaliśmy na 22 sierpnia a zwrot łodzi 29 sierpnia.

Stanica Płaska

Stawiliśmy się z pełnymi bagażnikami jedzenia i rzeczy niezbędnych w Płaskiej w sobotę około 14.30. Łódka czekała przygotowana, niestety pan, który miał ją nam wydać był mocno zajęty w barze stanicy próbując obsłużyć wszystkich głodomorów i wydać im obiad. My też zjedliśmy sandacza i zaczęliśmy pakować łódkę. Barka niewielka o uroczej nazwie MałaGosia :), w sam raz dla naszej czwórki i psa.

MałaGosia
nasz domek na kolejne 7 dni

Pierwszą noc spędziliśmy w stanicy a nazajutrz postanowiliśmy popłynąć na wschód. Przed nami do śluzy granicznej (granica z Białorusią obecnie jest zamknięta) było siedem śluz. W kolejności : Gorczyca, Paniewo (dwukomorowa), Perkuć , Mikaszówka, Sosnówek, Tartak i Kudrynki. Nasza barka nie jest mistrzynią sterowności, więc spodziewaliśmy się, że śluzowanie może być wyzwaniem i zapewne byłoby, gdyby nie fakt, że w większości nich byliśmy sami no i przydało się bardzo doświadczenie naszego kapitana Szwagra. Na całej drodze spotkaliśmy tylko kilka kajaków. Śluzowi wyraźnie cieszyli się z przepłynięcia „motorówki”. Jeśli ktoś ma ochotę na niemal całkowitą izolację i ciszę, ta destynacja jest dla niego.

Na noc zatrzymaliśmy się w strefie przygranicznej „na dziko”. Za radą śluzowego z Kudrynek przybiliśmy do małej polany znajdującej się po prawej jakieś 1,5 km od śluzy. Byliśmy całkiem sami. Tam ugotowaliśmy obiadokolację, pograliśmy w kierki i przy usypiającym szumie drzew i trzcin zasnęliśmy.

a tu jest zaznaczona „nasza” polana

Poranek przywitał nas przepięknym słońcem. Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę powrotną przez śluzy. Płaska, będąca naszą bazą jest położona na najwyższym fragmencie kanału. Oznacza to, że płynąc na wschód na każdej śluzie byliśmy opuszczani. Teraz czekała nas droga pod górkę. Śluzowanie do góry jest nieco trudniejsze, bo wpuszczana woda tworzy zawirowania i coś na kształt fali. Trzeba się mocno trzymać łańcucha, żeby nie poobijać łodzi. W najgorszej sytuacji są kajaki, które jeśli nie zatrzymają się z tyłu i dziobem w kierunku bramy śluzy mogą nabrać wody burtą i się wywrócić.

Kicia próbował swych sił jako sternik

Zatrzymaliśmy się na jeziorze Mikaszewo i chętni popływali. Oliś, Papillon mojej siosty też dał popis umiejętności pływackich 🙂

Kici nie trzeba namawiać na zamoczenie się
piesek już bezpieczny w objęciach mamusi 🙂

Znów na noc odwiedziliśmy Płaską. Skorzystaliśmy z zaplecza sanitarnego, bo na wschód od niej nie ma już przystani, więc o prysznicu można było jedynie pomarzyć. Jutro płyniemy na zachód.

Poranek nie byl już taki piękny, zgodnie z zapowiedziami pogoda miała być zmienna. Chwilę po opuszczeniu Płaskiej wpłynęliśmy na najpiękniejszy i najdłuższy fragment kanału. Aż do śluzy Swoboda mieliśmy wrażenie, że płyniemy przez jakąś baśniową krainę…

Śluza Swoboda jest z kolei najbardziej malownicza. Uroczo wygięty nad nią mostek jest tłumnie odwiedzany przez obserwujących śluzowanie. Tuż za nią można się zatrzymać na krótki spacer. Domek śluzowego jest ślicznie wtopiony w zieleń. Słowem ciąg dalszy baśni.

Następnie wypłynęliśmy na jezioro Studzeniczne, niestety pogoda się załamała, więc nie odwiedziliśmy cypla z sanktuarium. Przez śluzę Przewięź wpłynęliśmy na jezioro Białe Augustowskie. Tam przybiliśmy do pomostu smażalni na przepysznego miętusa, a po tym wspaniałym posiłku zacumowaliśmy w przystani Oficerskiego Yacht Klubu. To była najbadziej luksusowa marina tego wyjazdu. Pięknie zadbany teren na cyplu, imponująca brama, czyste sanitariaty a w głównym budynku marmury. Był to kiedyś klub oficerski. Tam obejrzeliśmy zachód słońca i udaliśmy się na spoczynek.

brama w kształcie koła sterowego

Na kolejne dwie noce naszą bazą był Augustów. Jedyną przystanią, na której znalazło się dla nas miejsce była stanica PTTK. Miejsce jakby wyjęte z poprzedniej epoki. Przypomniały mi się kolonie na początku lat 80-tych. Przystań była pełna jachtów jednak poza nami żywego ducha nie bylo. Trochę to było przerażające, zwłaszcza gdy szliśmy do łazienki w wielkim, pustym budynku z czołówkami, bo światła na schodach i korytarzach były wygaszone.

Sam Augustów jest uroczym, małym miastem. Zadbanym i czystym. Niestety zwiedzanie w strugach deszczu nie było zbyt atrakcyjne. Schroniliśmy się najpierw na obiad w tawernie Fisza- bardzo polecamy, a potem w rynku w lodziarni.

Kolejnego dnia, podczas zapowiadanych przejaśniej popłynęliśmy na jezioro Rospuda i kilka kilometrów rzeką o tej samej nazwie. Znów było dziko i pusto. Urzekające miejsca. Na jeziorze Rospuda na cyplu siedzi Goła Zośka. Oczywiście uwieczniliśmy ją 🙂

Następnego dnia pogoda miała się poprawiać, zdecydowaliśmy więc, że wracamy do Płaskiej.

Znów pokonaliśmy baśnowy fragment kanału i znów się zachwyciliśmy. Moja Siostra powiedziała „tu jest tak pięknie, że zaraz się rozpłaczę” i niech to oraz garść zdjęć będą podsumowaniem tej wyprawy.

Tuż przed Płaską czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka- spotkaliśmy zimorodka!

Nie spieszyliśmy się a mimo to, dotarliśmy na miejsce wczesnym popołudniem w piątek. Po naradzie postanowiliśmy zdać łódkę kilkanaście godzin przed czasem i noc z piątku na sobotę spędzić już we własnych łóżkach.

pożegnanie naszej barki