To była, jak na nas, spontaniczna decyzja. Tydzień przed wyjazdem stwierdziliśmy, że musimy wyskoczyć gdzieś autem. Najchętniej w stronę słońca, gdzie piękna pogoda i ciepełko są bardziej prawdopodobne. Nasz wybór padł na wybrzeże słoweńskie. Po pierwsze nie bardzo daleko (jedynie 1100 km) a po drugie w tamtym regionie jeszcze nie byliśmy. Dotychczas omijaliśmy Bałkany dość konsekwentnie. Słowenia nas zachwyciła.

Na naszą bazę wybraliśmy urocze miasteczko Isola, położone między dwoma większymi i bardziej znanymi: Koprem i Piranem. Słowenia ma bardzo wąski skrawek wybrzeża, jedynie 42 km. Jest ono bardzo ładne, czyściutkie i zadbane. Warto tam się zatrzymać. Sama Isola jest niewielkim miasteczkiem z uroczą starówką i bardzo ładnym nabrzeżem. Jest w niej zlokalizowana ogromna marina jachtowa. Jest tam gdzie spacerować, oglądać wschody i zachody słońca i robić zdjęcia. W miasteczku jest sporo restauracji i kawiarni. Wszędzie można zjeść świeżą rybkę lub rozmaite owoce morza. Co rusz mija się lodziarnię ze znakomitymi lodami (jak w sąsiadujących Włoszech).

Podczas naszego krótkiego pobytu udało nam się odwiedzić Piran- prawdziwą perłę słoweńskiego wybrzeża. Prześliczne miasteczko przysiadło na wcinającym się w zatokę cyplu. Niezapomniane widoki można podziwiać z murów miejskich- miasteczko widać z nich jak na dłoni. W mieście masa knajpek zachęca do odpoczynku i konsumpcji. Owalny, główny plac w mieście otoczony jest zabytkowymi kamieniczkami i otwarty na morze. Ślicznie tam.

Zajrzeliśmy też do największego z nadmorskich miast- Kopru. Nie jest taki zachwycający i cukierkowy, jak sąsiedzi. Sprawia za to wrażenie bardziej autentycznego. Pospacerowaliśmy po starym mieście, przekąsiliśmy conieco i wróciliśmy do naszej Isoli.

Trzeciego dnia wyruszyliśmy na najciekawszą wycieczkę naszego pobytu- do Jaskiń Szkocjańskich. NIESAMOWITE. Lubimy zwiedzać jaskinie. Dotychczas największe i najgłębsze w jakich byliśmy to Carlsbad Caverns w Nowym Meksyku w Stanach Zjednoczonych. Szkocjańskie są inne. Nie są tak spektakularnie zdobne, ale mają jeden element wyróżniający- podziemny kanion, którego dnem z hukiem płynie dzika, podziemna rzeka. Idzie się ścieżką przymocowaną do ściany kanionu w połowie jego wysokości, która z rzadka podświetlana jest przez żółto-pomarańczowe lampy. Reszta tonie w mroku. Przed idącymi otwiera się ogromna przestrzeń, sprawiająca wrażenie bezdennej otchłani. Miałam wrażenie, że jestem Hobbitem sunącym ścieżką w Morii. W pewnym momencie przechodzi się mostem zawieszonym 45m nad korytem ryczącej, spienionej rzeki. Wyżłobiony przez rzekę Reka kanion ma długość około 3,5 km, szerokość od 10 do 60 metrów i ponad 140 metrów wysokości. Przejście wytyczonej trasy zajmuje około półtorej godziny i jest możliwe wyłącznie z przewodnikiem. Bilety kosztowały po 22 euro za osobę dorosłą. Nie można zwiedzać jaskiń z pupilami. Niestety, nie można w jaskiniach fotografować. To jest dozwolone dopiero od miejsca, gdzie dociera światło dzienne. Trasa jest urozmaicona i obfitująca w strome schody, mocno nachylone ścieżki . Dla osób z jakimikolwiek problemami z kolanami nie rekomenduje jej.

Poniższe trzy zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony jaskiń https://www.park-skocjanske-jame.si

Po wyjściu z jaskinii ukazuje się spora dolina z wodospadem i przepiękną zielenią. Miejsce jest absolutnie warte odwiedzin. Cała wycieczka zajęła nam około 4 godziny.

Ostatniego dnia rozpoczęliśmy niespieszny powrót. Po drodze wpadliśmy na godzinkę nad malownicze jezioro Bled a następnie do Planicy i Karnjskiej Gory.

Oj góry to Słoweńcy mają wspaniałe. Widoki co rusz powalały. Zostawiliśmy ich dokładniejszą eksplorację na następny raz :). Bo, że on nastąpi mamy pewność.