Spontaniczny wyjazd udał się nadzwyczajnie!

Zrobiliśmy jednak testy PCR (co podrożyło nam wyjazd o 800 zł) i okazało się, że słusznie. Dzięki posiadaniu wyników negatywnych opuściliśmy lotnisko po 10 minutach. Po wyjściu do hali przylotów dostrzegliśmy kierowcę trzymającą tabliczkę z naszym nazwiskiem. Zawiózł nas do hotelu Luciano al Porto, w którym zatrzymaliśmy się na pierwsze dwie noce. Bardzo dobry wybór: usytuowany w samym centrum Valletty, stylowy i wygodny.

Valletta, mimo że maleńka, szczyci się kilkoma naj: jest najmniejszą, najbadziej wysuniętą na południe i najbardziej słoneczną stolica Europy. Ma również największe zagęszczenie zabytków na m2 i przez to zwana jest muzeum na świeżym powietrzu. To wszystko sprawia, że pobyt w niej jest niezwykle przyjemny. Odwiedziliśmy najsłynniejszy kościół- Konkatedrę Św. Jana o przebogatym, barokowym wystroju.

Ponadto spacerowaliśmy, jedliśmy i piliśmy, obejrzeliśmy salwę armatnią (codziennie o 16 w Górnych Ogrodach Barrakka). Do ogrodów wchodziliśmy od strony miasta czyli od góry. Z portu, jako alternatywę dla stromych schodów zbudowano windę. Jej użycie jest płatne 1 euro, lecz jeśli przypływa się promem bilet upoważnia do wjazdu do ogrodów za darmo. Konstrukcja windy jest imponująca.

Zjedliśmy romantyczną kolację. I tak doczekaliśmy przyjazdu reszty ekipy.

Trzeciego dnia, opuściliśmy Vallettę i przenieśliśmy się do Isla (Senglea) jednego z miast wchodzących w skład tzw Tri City. Wynajęliśmy absolutnie niezwykły dom znajdujący się na czubku półwyspu, naprzeciwko ogrodów Gardiola z tarasem na dachu, z którego roztaczał się oszałamiający widok na wielki port.

W kilka minut od domu można było dojść do portu, gdzie przy nabrzeżu przycupnęło kilka knajpek. W jednej z nich urządziliśmy sobie powitalny lunch i wciągnęliśmy kilka kilo muli 🙂

Następnego dnia odebraliśmy zarezerwowane wcześniej samochody i rozpoczęliśmy zwiedzanie okolic. Na pierwszy cel wybraliśmy Marsaxlokk, by sfotografować kolorowe łodzie i kupić świeżą rybkę. Jeden z mieszkańców polecił nam sklep rybny Rity. Ryby były świeżutkie, nabyliśmy trzy wielkie okazy (więcej nie zmieściłoby się nam do piekarnika).

Kolejnym miejscem przez nas odwiedzonym były klify a następnie Golden Bay z szeroką, piaszczystą plażą. Zjedliśmy tam obiad i do zachodu słońca spędziliśmy czas na piasku.

Następnego dnia zwizytowaliśmy Mdinę tzw Silent City. Miejsce absolutnie urocze i niezwykle fotogeniczne.

Jeden cały dzień poświęciliśmy na objazd mniejszej siostry Malty- Gozo. Przepiękna, urocza wysepka. Jest mniej zurbanizowana niż Malta, spokojniejsza. Dostaliśmy się tam promem, który odpływa z Cirkewwa. Przeprawa trwa około pół godziny i odbywa się średnio co 30 min. Ciekawostką jest to, że płynąc z Malty na Gozo nie kupuje się biletu. Dopiero wracając na Maltę są bramki, gdzie uiszcza się opłatę za przeprawę w dwie strony. Koszt za auto z kierowcą to 15.70 euro a za pasażera 4,65 euro.

Udało nam się trafić do niezwykle urokliwej zatoczki Wied L-Ghasri przypominającej fiord. Kto chciał zażył kapieli 🙂 Odwiedziliśmy też panwie solne, stolicę wyspy Victorię, złotą plażę w Ramla Bay. Zachód słońca na tą ostatnią oglądaliśmy z góry z jaskini znajdującej się nad zatoką. Przepięknie. Miłym akcentem było spotkanie młodzieży z Warszawy, z którą oglądaliśmy ten piękny spektakl. Dziewczęta były przemiłe i rozmowne 😉 Pozdrawiam je serdecznie.

Ostatni dzień na Malcie spędziliśmy w podgrupach. Udało nam się zdobyć wejściówki last minute do najważniejszego zabytku wysp Hypogeum. Hypogeum Ħal-Saflieni jest megalityczną budowlą podziemną składająca się z trzech poziomów, najniższy jest 14m poniżej ziemi. 

Z uwagi na brak dachów we wszystkich wcześniej odkrytych megalitycznych świątyniach naziemnych na świecie odkrycie Hypogeum z zachowanymi stropami umożliwiło archeologom wysunięcie hipotez na temat dawnego kształtu neolitycznych świątyń. Pierwszy poziom powstał ponad 3000 lat p.n.e. Od 1980 roku jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. a miejsce jest absolutnie niezwykłe i warto tam się udać. Bilety trzeba zarezerwować z wyprzedzeniem, bo dziennie, w trosce o zachowanie tego skarbu w stanie niepogorszonym dla następnych pokoleń, może tam wejść tylko 80 osób. Nie jest to tania impreza, bilet kupiony przez internet kosztuje 35 euro a w kasie 40 euro. Niestety nie można tam fotografować i przed wejściem do Hypogeum zostawia się w szafkach torby, telefony, aparaty fotograficzne itp.

Pobyt zakończyliśmy wyśmienitą kolacją w St Julian w restauracji Barracuda.

To był bardzo udany wyjazd. Zrelaksowaliśmy się i zobaczyliśmy piękno Malty.