Wsiadłam dziś rano do kolejki podmiejskiej, za oknem początek jesieni, mokro i szaro.

Moje myśli odpłynęły ku słońcu, lasom deszczowym i nasyconym barwom Azji Południowo-Wschodniej.

Pora zaplanować kolejny wyjazd. Wybór padł na niezawodną Tajlandię. Aeroflot ma całkiem dobre ceny, więc ciach! Bilety kupione i 25 grudnia lecimy do Bangkoku.

Nie mamy tam wiele czasu, raptem 11 dni. Powstał, więc prosty plan: 4 dni Bangkok, 5 dni Chiang Mai i okolice, reszta na dojazdy, przejazdy itp.

Dotychczas wizytowaliśmy wyłącznie południe tego fascynującego kraju. Naoglądaliśmy się rajskich plaży i popławiliśmy w luksusie, popływaliśmy po i w lazurowym morzu, najedliśmy się smakołyków i wypiliśmy wiele kokosów.

Teraz będzie inna twarz Kraju Uśmiechów.

Po pierwsze Bangkok- ogromna metropolia zamieszkiwana przez 9 milionów ludzi, odwiedzana przez ponad 21 milionów turystów rocznie, co czyni ją najczęściej odwiedzanym miastem na świecie. Jest zatłoczone, hałaśliwe i brudne. Jest też fascynujące, pełne zabytkowych pałaców i świątyń, knajpek z przepysznym jedzeniem.

Po pobycie przekonam się do której kategorii zaliczę Bangkok, bo podobno można go wyłącznie kochać lub nienawidzieć.

Kolejne miejsce, które po raz pierwszy odwiedzimy to prowincja i miasto Chiang Mai. Trzecie co do wielkości miasto Tajlandii a na północy kraju największe. Położone nad rzeką Ping pośród gór. Z niecierpliwością i ekscytacją czekam na zanurzenie się w klimat starego miasta i obcowanie z dziką przyrodą usytuowanych nieopodal parków narodowych.

Obejrzymy tez ruiny dawnych stolic Sukhothai i Ayutthayi

Zatem do zobaczenia 😁